Karma wraca i moja książka chyba wzięła sobie to do serca:) 

Czy wierzycie w karmę? Nie tę dla kotów, tylko tę duchową, określaną jako sumę wszystkich wydarzeń, skutków i przyczyn, które kształtują losy człowieka, a które będą decydować później o tym, czy dusza zmarłego przejdzie w następne wcielenie, czy też osiągnie stan najwyższego wyzwolenia zwanego przez Buddę stanem „nirwany”. 

No ja na przykład – wierzę:) Ale zastanawiam się też, czy istnieje karma przedmiotów. Do takich przemyśleń skłoniła mnie historia pewnej książki, mojej ulubionej skądinąd, którą po kilku latach postanowiłam przeczytać raz jeszcze. Książka wciąga jak magnes i należy do tych właśnie, które niby chcesz skończyć, ale nie chcesz skończyć:)

karma wraca

Nie wiem jak to się stało, ale w drodze z Ostravy do Wrocławia zostawiłam ją przez nieuwagę we Flixbusie. Na każdym oparciu z tyłu fotela są kieszenie na różne drobiazgi, np. telefon, chusteczki lub… gazetę. Nie wiem, co mnie podkusiło, aby włożyć tam moją książkę, bo był już wieczór, ciemno, więc nawet jej nie czytałam podczas jazdy. Ale nic nie dzieje się bez powodu…

O tym,  że książka pewnie została w autobusie zorientowałam się dopiero po 2 dniach, kiedy chciałam ją ponownie spakować do podręcznej torby. Jak kamień w wodę. Książki brak. Widocznie w tamtym momencie była bardziej potrzebna komuś innemu. Znalazcy?

karma wraca

Szybka akcja poszukiwawcza na allegro.pl okazała się skuteczna – jest! Moja książka, używana, ale w nienaruszonym stanie, za niecałe 7 zł, a wraz z przesyłką 12 zł. Byłam wówczas w Dolinie Harmonii w Górach Izerskich, więc wybrałam opcję przesyłki” priorytet”, aby dotarła przed moim wyjazdem stamtąd. Po tygodniu zaczęłam sprawę badać, bo przecież przesyłka priorytetowa z reguły wędruje 2-3 dni. I znów – ulotniła się jak kamfora! Poczta Polska umywa ręce, nie ma paragonów na przesyłki nie polecone, zatem mogła w zasadzie zrobić z tą paczuszką cokolwiek, więc pogodziłam się z utratą tej samej książki po raz drugi z bólem serca.

Miesiąc później jestem u przyjaciółki w Hamburgu. Przeglądam jej biblioteczkę i co widzę? Jest, ona, ta sama okładka, ta sama autorka, ten sam tytuł:) Wpadam niemal w ekstazę:) Pożyczam, i czytam. I mam ją. Przejechała ze mną pół Europy i wciąż jest ze mną. Do 3 razy sztuka. 

A książka ta to Botanika Duszy” Elizabeth Gilbert (ang. The Signature of All Things) Jest tam wszystko – wątki podróżnicze, historyczne, botaniczne, ezoteryczne, erotyczne, psychologiczne… . Czego dusza (nomen omen) zapragnie. Mocno polecam.  

Jeśli ten wpis okazał się dla Ciebie przydatny, możesz mnie wesprzeć, zapraszając na wirtualną kawę :). Bloga finansuję sama, jak widzisz – nie ma tu irytujących reklam, brak też sponsora. Postaw mi kawę na buycoffee.to

Sprawdź też, bo warto 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *